Malutka Beza przyjechała do nas w listopadzie 2021 roku aż z Chin, razem z dwoma małymi płaskimi chłopcami.
Kiedy wyszła z transporterka, bardzo nieśmiało zapoznawała się z otoczeniem, rozglądając się bacznie ogromnymi, błyszczącymi oczami. Wyglądała dość niepozornie – drobniutka, szczuplutka, sprawiała wrażenie troszkę speszonej. Tak sobie pomyślałam, że może nie jest to taki typ osobowości, który lubi grać pierwsze skrzypce i może Beza będzie takim trochę bardziej wycofanym zwierzaczkiem. Koty jednak lubią sprawiać niespodzianki, a Beza rosnąc rozkwitła nie tylko pod względem fizycznym, ale i psychicznym. Okazała się być najbardziej czułą i proludzką wśród naszych małych lwiczek, w dodatku obdarzoną masą wyjątkowych talentów.
I tak Beza potrafi:
– aportować piłeczkę, przynosić ją i miaukaniem prosić o rzucenie jej dla dalszej zabawy. Sama się tego nauczyła 🙂
– ucinać sobie drzemki w łazienkowych umywalkach w najbardziej oryginalnych pozach,
– wtulać się we włosy zasypiającej osoby, owijając jej głowę niczym futrzana czapka i tak drzemać godzinami ߘ
– wykonywać gigantyczne i rewelacyjne technicznie skoki (Małysz zazdrości, a koniarze z uznaniem kiwają głową mówiąc, że świetny baskil) – potrafi praktycznie z miejsca przeskoczyć łóżko, czy 6 stopni schodów, a składa przy tym podwozie jak sarenka ߦ
– robić blepa ߘߘ Zapomniany, wystający koci języczek należy do najbardziej uroczych widoków na świecie. Beza potrafi wysunąć go całkiem sporo, bokiem, przodem, po czym standardowo zostawia go sobie na zewnątrz i przybierając wyraz twarzy „nie wiem o co chodzi” rozbawia nas swoją miną do łez.
– i mrrrrrruczeć! W tej kategorii mogłaby śmiało konkurować z Pufą. I tak, jak Pufka mruczy na wszystko, to u Bezy włącznikiem terkotania jest głaskanie. Co więcej, wystarczy ją głasnąć dłonią „na czapeczkę”, żeby uzyskany mrucz trwa i trwa z siłą wręcz udarową (podłoga wibruje, skala Richtera dochodzi do 4,3-4,8: wstrząsy odczuwane przez wszystkich, nieszkodliwe).